Gamardżoba!(Dzień dobry Gruzjo!). Kaukaz i Mityczny Kazbek!

Samolot wylądował na lotnisku pod Kutaisi o czasie, wsiedliśmy do Georgian Busa jadącego do Tbilisi. Plan był ambitny-w jeden dzień od wylądowania o 5 rano zajechać jak najdalej oraz możliwe jak najszybciej. Miejscem docelowym było urokliwe miasteczko Stepancminda leżące u podnóża Majestatycznego i Mitycznego szczytu Kazbek w Górach Kaukaz. Już podczas jazdy marszrutką potwierdziły się informacje o tym że w Armenii, Gruzji kierowcy jeżdżą jak szaleni. Kierowca wyprzedzał na trzeciego, nawet na zakrętach a zamiast kierunkowskazów mrugał światłami drogowymi i trąbił na pojazd jadący przed nami.

Georgian bus jedzie na plac znajdujący się przy Placu Wolności, a my musieliśmy wysiąść wcześniej na dworcu o dźwięcznej nazwie Didube. Zagadałem z kierowcą marszrutki aby wysadził nas w Didube, oczywiście musiałem użyć moich polsko-rosyjskich zdolności językowych czyli coś w stylu „My jadziut na Stepancminda z Didube Avtowokzal, Didube stop ok?”. Kierowca zgodził się i zostawił nas w okolicach Didube. Sam dworzec to plac postojowy olbrzymiej ilości busików. Ze względu na to, że Gruzja nie jest jeszcze tak skomercjalizowana jak np. Maroko to trudno było znaleźć odpowiednią marszrutkę, ponieważ wszystko było napisane w gruzińskim alfabecie, który do prostych, łatwych i przyjemnych do czytania dla nas z zachodniego kręgu kultury łatwy nie należy.

Gruziński do łatwych języków nie należy..

Przykładowy bilet marszrutki po gruzińsku.

Po kilkudziesięciu minutach szukania marszrutki w końcu znaleźliśmy tą właściwą i poznaliśmy w nich parę Polaków, z którymi znaleźliśmy nocleg (a właściwie nocleg sam nas znalazł 😉 )a potem z nimi podróżowaliśmy.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Jadąc wspinaliśmy się coraz wyżej, aż w końcu jechaliśmy górskimi sempertynami, a na poboczu drogi były 1,5-2 metrowe zaspy. Wiedziałem że w górach pada śnieg, ale nie wiedziałem że jest go aż tyle! Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się po środku niczego i nie wiedzieliśmy dlaczego, ale zobaczyłem, że kilka samochodów wcześniej jest kontrolowane przez wojskowego. Cóż się dziwić skoro jedziemy wzdłuż granicy gruzińsko-osetyńskiej na granicę prawie gruzińsko-czeczeńską. W pewnym momencie z głośników w busiki leci ta piosenka! 

Piosenka co prawda czeczeńska, ale o Kaukazie! Piosenka, którą sobie puszczałem notorycznie od momentu gdy kupiłem bilety do Gruzji! I marzyłem, że wejdę w okolicę klasztoru Cminda Sameba, będę pić gruzińskie wino, słuchać tej muzyki i obserwować Pana Kazbeka! Wzruszyłem się bardzo słuchając tej piosenki! 

4

Kolejne marzenie spełnione. Klasztor Cminda Sameba, wino i Jego Wysokość Kazbeg!

Pisałem, że nocleg sam nas znalazł, istotnie! Czytałem przed wyjazdem poradę „Nie martwić się o nocleg, jak Gruzin nie zaprosi do domu za free to zawsze znajdzie się ktoś kto sam Ciebie przenocuje za kilka lari” I tak było! Zatrzymuje się busik, wpada starszy Pan, przedstawia się jako Vasilij i pokazuje przewodnik „Bezdroży” o Gruzji, otwiera na stronie 176 i pokazuje tekst napisany po polsku „W Stepancminda polecamy spać u Pana Vasiliego Kusasviliego”. Powiem językiem handlowca- kupił nas!

Gdy przybyliśmy na miejsce i zobaczyliśmy że za 15 lari możemy mieć pokoj 2 osobowy to nie wahaliśmy się ani chwili. Poza tym na moją prośbę Vasilij przyniósł czaczę i po raz pierwszy miałem styczność z tym wysoko procentowym trunkiem domowej roboty. Czacza miała spokojnie 80% i jej nie zapijaliśmy tylko jak mawia Vasilij po rosyjsku „zakuszaliśmy” herbatnikami!

Wraz z towarzyszami podroży z Polski postanowiliśmy wykorzystać piękną pogodę i bezchmurne niebo, aby wspiąć się na wysokość klasztoru Stepancminda i obejrzeć Kazbek! Po drodze wstąpiliśmy do „wine shop” kupić winko, aby wypić je na górze i tutaj duży hejt dla sprzedawcy, który od razu zaproponował wino za 70 lari! Wino za 150zł! Jedyny minus wyjazdu to ta sytuacja! Jedyny odruch chęci zarobienia na nas. Wspinaczka łatwa nie była, śnieg był już pod koniec szlaku a ostatnie 10 metrów to ślizganie się w adidasach po śniegu. Na samej górze przy klasztorze strasznie zimno i jedynie wino nas rozgrzewało. Pana Kazbeka ciężko było dostrzec zza chmur ale kilka razy nam się udało.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

„Pan Kazbek”, „Jego Wysokość Kazbek”, „Majestatyczny”, „Mityczny”. Ta góra, mimo iż ma około 5000 m n p m (tak 2 razy więcej niż nasze Rysy!) nie jest wcale ani najwyższym szczytem Gruzji, ani Gór Kaukaz! Jednak wokół niej urosła specyficzna otoczka, mało kto jeździ oglądać szczyt Mt. Shkarma, czyli najwyższy szczyt Gruzji, każdy jeździ oglądać Kazbek! Wszystko przez mitologię, ponieważ wg niej to własnie tutaj Promoteusz był przykuty do skały, a ptaki dziobały mu wątrobę za to, że dał ludziom ogień! Mityczna otoczka podobna jak fakt, iż na Górze Ararat spoczywa Arka Noego-tam też jeszczę będę!

Gdy wracaliśmy do domu Vasilija złapał nas mega duży deszcz! Zjedliśmy wypasioną kolację składającą się z 5 różnych tradycyjnych dań za jedyne 10 lar (16 zł) i ja zmęczony poszedłem spać już o 20!

9

Wylądowaliśmy w pensjonacie u Vasilija. Pierwsze starcie ze wspaniałym gruzińskim jedzeniem i nie ostatnie, o tym będzie inny, oddzielny wpis.

23

A w tym zdjęciu wykonanym podczas jazdy przez Kaukaz można się zakochać!

Categories: Gruzja 2015 | Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | 2 Komentarze

Teleturniej podróż życia na TVP1

Wpis o przeżyciach, przygodach z tym teleturniejem…Skąd się dowiedziałem o tym teleturnieju? Czysty przypadek, a może przeznaczenie? Nie wiem. Wiem jedno, włączyłem FB i ukazał się post na grupie „autostopowicze czyli MY” o rekrutacji do nowego teleturnieju w którym do wygrania była jak nazwa programu brzmi „podróż życia”. Co ciekawe gdy dowiedziałem się o rekrutacji był to ostatni możliwy dzień do zarejestrowania się 😉 Wypełniłem dokumenty aplikacyjne, a jako podróż życia (w tym teleturnieju samemu się wybierało nagrodę główną teleturnieju) wybrałem do Nową Zelandię, dlaczego? Dlatego, że jeżeli mam o coś walczyć, to nie o miejsce gdzie mogę polecieć samolotem za 1600 zł w dwie strony w promocji którejś z linii i żyć tam za grosze (tak się da np. w Indiach i w wielu innych krajach). Wybrałem kraj gdzie bilet w promocji kosztuje 3000zł, a koszty utrzymania są duże i liczone w dolarach nowozelandzkich. Pozostało mi więc jedynie napisać w zgłoszeniu producentowi programu, że nie kieruje się jedynie wizją odbycia dalekiej i drogiej wycieczki na koszt producenta programu, ale też jest w tym jakaś „misja” i czekać na odpowiedź z zaproszeniem na casting.

Siedząc w pracy i pijąc poranną kawę przy biurku nagle dzwoni telefon z ATM Studio, że zapraszają w sobotę na casting. Nie miałem innej możliwości jak tylko potwierdzić swoje przybycie. Na casting zaproszonych było myślę, że spokojnie ponad 600 osób, ale tylko 44 szczęśliwców mogło zostać zakwalifikowanych do edycji telewizyjnej. Wiedziałem, że nie trzeba będzie tylko odpowiedzieć nazadawane pytania z zakresu „wiedzy o świecie, geografii, podróżach”, ale również pokazać swoją osobowość, odróżnić się od zwykłego ludzkiego potoku, który przybył na casting. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na korytarzu spotkałem mojego dobrego znajomego Łukasza z Wrocławia 😉 Na korytarzu usłyszałem od kilku osób jakie były zadawane pytania, a dzięki temu że casting się opóźniał, miałem przyjemność słuchać tych pytań przez dobrych kilka godzin. Wniosek był jeden- pytania się powtarzają!
Na castingu od jury w skłądzie około 4 osób + operator kamery otrzymałem między innymi takie pytania:
-Gdzie leży miasto Burgas?
Banalnie proste pytanie na rozgrzewkę-oczywiście, że w Bułgarii
-Co to są pappardelle?
Oczywiście, że makaron
-Co to jest Okonomiyaki?
Japoński placek
-Kim był Jerzy Kukuczka?
Proste, że himalaistą

Na 4 pytania odpowiedziałem śpiewająco, więc jury zdecydowało „To może coś trudniejszego dla Pana”, co przyjąłem z uśmiechem. Pytanie brzmiało Jaki jest największy monolit skalny na świecie?
Były 3 możliwe odpowiedzi A- coś tam B- coś tam C- Ayers Rock
Uśmiech zniknął, mina zrzędła. Na korytarzu usłyszałem od chłopaka, że odpowiedział że Ayers Rock, czyli „Uluru Katatjuta” w języku Aborygenów. Jest to święta góra Aborygenów, o charakterystycznej czerwono-pomarańczowo barwie- jeden z symboli Australii. Gdyby nie narzekania chłopaka, który odpowiedział C i jego odpowiedź okazała się błędna, sam bym również odpowiedział „C”. Ale dzięki temu wiedziałem, że poprawna odpowiedź to albo „a” albo „b”. Strzeliłem „A” i okazała się być poprawną odpowiedzią 😉

Później musiałem tylko opowiedzieć coś o sobie oraz dlaczego akurat Nowa Zelandia. Na odchodne pewny siebie powiedziałem do kierowniczki produkcji „Czekam na telefon od Pani, pewnie widzimy się w edycji telewizyjnej„. Ona swkitowała to tylko serdecznym uśmiechem i tekstem „Nie taki z Pana Tchórz jak mówi nazwisko” 😉

Za jakiś tydzień później dostałem telefon, którego się spodziewałem „Zapraszamy Pana na nagranie do edycji telewizyjnej„. Ze względu na obowiązki zawodowe nie miałem czasu się odpowiednio przygotować, aczkolwiek byłem pewny siebie w zakresie wiedzy stricte geograficznej, w końcu skończyłem geografię, a wcześniej startowałem w olimpiadach geograficznych na różnym szczeblu, odebrałem znakomite lekcje geografii od Pani Dyrektor I LO w Parczewie i interesuje się światem, podróżuje..Jedynie bałem się pytań kulinarnych i kilka godzin spędziłem czytając i oglądając zdjęcia potraw najczęściej azjatyckich…

11138604_380754765455947_2582077968856300245_nProwadzącą program jest sympatyczna Katarzyna Kwiatkowska

Na samo nagranie przybyłem kilka godzin wcześniej, ponieważ umowa którą podpisałem z ATM Studio przewidywała kilkudziesięciotysięczne kary finansowe za niewstawienie się na nagranie w danym miejscu i czasie. Ba! Kara 10 000 zł wynosiła nawet gdybym przyszedł na nagranie pod wpływem alkoholu! Podczas jazdy autobusem na Wał Miedzyszyński do ogromnego gmachu studia, w autobusie poznałem Tomka, z którym jak się okazało po kilku minutach znajomości miałem rywalizować w edycji telewizyjnej, jednak rywalizowaliśmy zdrowo, wspieraliśmy się i mieliśmy nadzieję, że we dwóch awansujemy do finału odcinka 😉
O ile przed wejściem na casting miałem lekki stres objawiający się oddawaniem zbyt często moczu, to w przypadku edycji telewizyjnej wiedziałem, że o stresie nie może być mowy, bo tylko opanowanie i spokój mogą zagwarantować mi sukces! Jadąc na nagranie marzyłem, abym był w ostatnim odcinki, co pozwoliłoby mi na kontrolowanie ilości wymaganych punktów do wejścia do Wielkiego Finału! Cóż, kolejny raz szczęście mi sprzyjało. Przed nagraniem zrobiłem mały rekonesans i już wiedziałem ile muszę zdobyć punktów wygrywając odcinek, aby dostać się do Wielkiego Finału i grać o podróż do Nowej Zelandii!
Jeszcze tylko profesjonalny makijaż, zamontowanie mikrofonu i mogłem walczyć!
11021221_873205502720829_4132567646951843554_n

O samej edycji telewizyjnej zbyt wiele nie powiem, nie będę zdradzać szczegółów, zapraszam oglądać TVP 1 o 13 15 dnia 20 czerwca 2015 roku! Grałem agresywnie, ryzykowałem, za wygranie tego odcinka była wycieczka do Maroka, w którym już byłem więc bardziej zależało mi na możliwości zdobycia jak największej ilości punktów wygrywając ten odcinek, niż wygrywając go z ilością która nie dawałaby mi możliwości powalczenia o Nową Zelandię. Przeciwnika w finale odcinka miałem baaardzo mocnego i serdecznie mu gratulowałem wygranej, bo pokazał olbrzymią wiedzę, a i szczęście tez mu sprzyjało w niektórych pytaniach.
11054363_873205722720807_1445076672713993260_n

Podsumowując- teleturniej to ciekawa odskocznia od rzeczywistości i wspaniała zabawa! Przeszedłem casting gdzie było (wg moich szacunków) ponad 40 osób na 1 miejsce co już jest w pewnym sensie małym sukcesem, a ponadto doszedłem do finału odcinka, czyli do zakładanego przeze mnie „planu minimum”. Jedyne co mnie martwi to brak reklamy tego teleturnieju w tv oraz dzień i czas emisji (sobota, godzina 13 15). Ale jak widać w dzisiejszych czasach wiedza o świecie jest mniej interesująca niż skoki do wody celebrytów, gwiazd tańczących na lodzie czy innych programówwokalno- artystycznych nad czym ubolewam…

Categories: około podróżniczo | Tagi: , , , , , | Dodaj komentarz

Konkurs Blog Roku 2014!

Zachęcam do zajrzenia i zagłosowania na mojego bloga w konkursie Blog Roku 2014!

(Link poniżej)

http://blogroku.pl/2014/kategorie/podrallznicze-marzenia,clt,blog.html

FB_podroze

Categories: Maroko 2014 | Tagi: , , , | Dodaj komentarz

Autobusem międzynarodowym „na gapę”…

Jechaliśmy autobusem „na gapę” z Haskova (Bułgaria) do stolicy Bułgarii- Sofii. Pewnie w tym momencie pojawił się uśmiech na Twojej twarzy, a w duchu myślisz „Jak to możliwe?”. Jednak można!

Zanim odpowiem jak to zrobiliśmy przeczytaj wpis, aby dowiedzieć się, że to nie był zwyczajny autobus relacji Stambuł-Sofia. Dla mnie był to „Zaczarowany Autobus”, będący kwintesencją podróżowania. Wszystko za sprawą współpasażerów.

Był to kolejny upalny dzień w Stambule, Patrykowi spieszyło się do pisania magisterki, mi do powrotu do domu się nie spieszyło, ale nie chciało mi się po raz kolejny stać jak idiota na wylotówce z tego megamiasta, aby po raz kolejny nie przeżyć koszmaru autostopowicza (możecie poczytać w tym wpisie jak ciężko wyjechać na stopa z tego miasta https://podrozniczemarzenia.wordpress.com/2014/10/14/koszmar-autostopowicza/ ) Wybór padł na autobus. Plan był taki, aby kupić bilet tylko do Haskova (340km trasy) czyli pierwszego większego miasta za turecką granicą, a potem łapać stopa dalej do Polski. Na dworcach w dużych miastach, ciężko ogarnąć z którego stanowiska odjeżdza autobus i w której kasie kupić bilety, ponieważ nie ma jednej kasy, lub kilku kas tak jak u nas. Każdy przewoźnik ma swoją kase! Trafić do odpowiedniego przewoźnika, który akurat jedzie w pożądanym kierunku jest trudno. Jednak panowie w pantofelkach, spodniach kantach i w obowiązkowym białym podkoszulku pod prześwitującą, świeżo wykrochmaloną białą koszulą służą zawsze pomocą. Znają całe rozkłady jazdy na pamięć! Zazwyczaj nie oczekują żadnego bakszyszu. Jednak my trafiliśmy na wyjątkowo upierdliwego, który nie chciał się zadowolić napiwkiem 10lir. Tak wredny koleś, że zablokował nam wejście do autobusu i niemalże chciał się ze mną bić! Jedyna nieprzyjemna sytuacja w Turcji to właśnie ta sytuacja! Włożyliśmy bagaże do luku bagażowego i baliśmy się czy on przypadkiem ich nie wyjmie, nie ukradnie itd…Aż do odjazdu autobusu przez okno obserwowałem kolesia czy nie kradnie nam bagażu.

Autobusy w Turcji, biją jakością obsługi wszystkie polskie międzymiastowe autobusy, gdyby Turek zobaczył że u nas oprócz Polskiego Busa, jeżdżą jeszcze wysłużone Autosany lub inne pamiętające jeszcze czasy PRL marki autobusów to złapałby się za głowę! Internet, multimedialny tablet na zagłówku, steward/stewardessa, którzy serwują ciepłe napoje i przekąski to standard! My w tym autobusie jedliśmy nawet loda, jako prezent od firmy!

Jedziemy autobusem, obok nas siedzi Metys (pół biały, pół Indianin) ! Jedzie w towarzystwie znajomych. Zagadałem, zapytałem skąd są, gdzie jadą itd. Są z Chile, jadą na konferencję o lotnictwie do Sofii, ponieważ są reprezentantami chilijskich linii lotniczych!Taka karma, gdzie się nie ruszę spotykam ludzi z Chile, Maximilano w Marrakeszu, teraz Oni w Turcji. To jest znak, że kolejna podróż powinna być do Chile! Cała ekipa z Chile wykazywała taką beztroskość, szczerość w rozmowie i specyficzny latynoamerykański styl bycia! Wywiązał się dosyć zabawny dialog, przebiegał mniej więcej tak:

-[Ja] I would like to go to South America, Chile, Argentyna, Brasil and other. Can you tell me If south America is safe? I ask becuase I heard that there are gangs for example in Brasil.

-[Metys] Brasil is safe, no gangs but women are dangerous!

-[Ja] haha my dream is find a latin women with bigg ass and nice boobs!

-[Metys] Yes it’s easy find there pretty women. Women are dangerous!

Pewnie Metys powiedziałby mi więcej interesujących rzeczy o latynoskich dziewczynach gdyby nie fakt, iż w naszym towarzystwie znajdowała się kobieta imieniem Fabiola, która była lekko zdegustowana naszymi wypowiedziami. Ale! Ale co to była za kobieta! Nie należała ona do kanonu piękności latynoamerykańskich- była w średnim wieku, lekko puszysta. Pomimo, iż była zmęczona miała takie radosne spojrzenie i uśmiech nie schodził jej z twarzy.  Była tak ciekawą osobą, że w głowie już pojawiła się myśl podejść i szepnąć jej do ucha „I want kiss you”. Do pocałunku jednak nie doszło ale wymieniliśmy się danymi, aby dodać się do znajomych na FB, w mojej głowie pojawiła się myśl „Jeżeli jej latynoski styl bycia tak mnie kręci, to co będzie gdy będę w Ameryce Południowej i spotkam dziewczynę młodszą i szczuplejszą o jakieś 15 kilogramów?”.  Na szczęście Fabiola poszła spać i ja również zasypiałem marząc o Ameryce Południowej. Tak to już jest, wraca się z jednego tripu, który jest inspiracją do kolejnej podróży…

Przed granicą zajechaliśmy do tureckiego zajazdu, za ostatnie liry kupiliśmy sobie po kolejnym obrzydliwym tureckim kebabie, cena za dwa kebaby wynosiła 12 lir (chyba) a ja miałem niecałe 10 lir, ale i tak zgodzili się nam sprzedać 😉 W zajeździe poznaliśmy Marco- Włocha, który jest hippisem. Ciekawa persona, ubrana w specyficzny strój hippisa z szerokimi spodniami. Marco to klasyczny hippis, długie włosy, w których miał wkomponowany kwiat(nazwa „dzieci-kwiaty” do czegoś zobowiązuje!), okularki „lenonki”, niezbyt wiele bagażu i gitarę, z którą się nie rozstawał. Jeżeli macie jakieś steoretypowe wyobrażenie jak wygląda hippis to właśnie macie przed oczami Marca. Towarzyszem naszej podróży był też Serb z Belgradu, który sam podróżował na stopa po Turcji. Moją sympatię zyskał tym, że jest Serbem, bo każdy Serb jest moim Bratem oraz tym, że studiował geologię- dziedzinę związaną z geografią, ale znacznie bardziej trudniejszą…

hipisTak mniej więcej wyglądał Marco 😉

To właśnie takie spotkania, takich ludzi czynią podróż wyjątkową. Wcale nie zabytki, wcale nie piękne krajobrazy tylko ludzie których spotykamy.

Jesteśmy na granicy turecko-bułgarskiej. Wg Turków Bułgaria to Bułgaristan 😉 Tak właśnie nazywają ten kraj.

Stoimy przed jakimś sklepem bezcłowym i czekamy, bo każdy Turek z naszego autobusu poszedł na zakupy. Stoimy na zewnątrz, obserwujemy sytuację gdzie każdy Turek niesie ze sobą pełne reklamówki najtańszego whiskey jakie jest w tym bezcłowym. No tak! Alko w Turcji jest drogie, więc na bezcłowym taniej to kupują, spoko. Wsiadamy do autobusu, jedziemy. Na początku autobusu trwa libacja alkoholowa. Turkom puszczają hamulce i piją na umór. Po jakichś 15 minutach steward zamiast się pytać kto chce kawe/herbatę krzyczy „WHISKEY AND COLA, WHISKEY AND COLA”

NIEŚMIAŁO PODNOSZĘ RĘKĘ, ŻE CHCE! STEWARD PRZYCHODZI Z KUBECZKAMI I NALEWA MI WHISKEY A NASTĘPNIE COCA-COLĘ! TE TURECKIE AUTOBUSY, TA TURECKA OBSŁUGA! niesamowite! Piję drinka, którego nalał mi podpity już steward!

Obserwujemy sytuacje z Patrykiem dosyć wnikliwie, bo za kilkadziesiąt kilometrów będzie Haskovo i będziemy musieli wysiąść. PATRZĘ A TU NASZ STEWARD Z UPOJENIA ALKOHOLOWEGO LEŻY JUŻ W PRZEJŚCIU MIĘDZY SIEDZENIAMI! ZACZYNAM WSPÓŁCZUĆ KIEROWCY, BO ON PEWNIE JEST TRZEŹWY(chociaż i tego nie można wykluczyć!) A WOKÓŁ NIEGO CAŁY AUTOKAR PIJANYCH TURASÓW, WŁĄCZNIE Z BĘDĄCYM W PRACY STEWARDEM!

Po chwili Patryk rzuca pomysł! „ZOBACZ ONI WSZYSCY SĄ PIJANI, DAWAJ UDAJEMY ŻE ŚPIMY I JEDZIEMY DO SAMEJ SOFII”

230km jazdy za darmo i spora oszczędność czasu?! Challenge accepted!

Idziemy leżeć na wolne miejsca w fotelach, dojeżdżamy do Haskova, pijany steward krzyczy „Haskovo” i coś mruczy pod nosem, dwie osoby wysiadają. Autokar zamyka drzwi i odjeżdża, a ja zamykam oczy i zasypiam. Budzę się dopiero na dworcu w Sofii! Wysiadam strasznie zadowolony, iż kolejne wyzwanie zostało zrealizowane 😉

Zwiedzać Sofii nam się nie chciało, poszliśmy jednak z przyjacielem Serbem zwiedzać znajdujący się obok dworzec kolejowy. Znajdujemy tani bilet na pociąg do Vidin- miejscowości na granicy Bułgaria-Rumunia, skąd na pewno złapiemy polskiego tira do domu. Bilet kosztował jakieś 17-20zł a trasa to jakieś 200km także cena biletu OK. Jednak stan pociągu nie jest okey. Jadąc zakładam kaptur na głowę, aby móc spokojnie położyć głowę na brudnym zagłówku. Gdybym nie miał kaptura, chyba nie położyłbym głowy na taki brud. Welcome to Bulgaria again!

Categories: Autostop Turcja 2014 | Tagi: , | Dodaj komentarz

Mauzoleum Atatürka w Ankarze [film] , czyli Ankara again

Poniżej prezentuję film z Anıtkabir, czyli Mauzoleum gdzie spoczywa Mustafa Kemal Atatürk w Ankarze. Nie będę rozpisywał się na temat tego Tureckiego Bohatera, ponieważ wszystko jest na filmie. Zapraszam do obejrzenia!

Jak się stało że wróciliśmy jeszcze raz do Ankary?

Po chodzenia po skałkach Kapadocji musiałem odpocząć i kolejne dwa dni przesiedziałem na basenie na naszym campingu. Kolejnym naszym obiektem do zwiedzenia był kurort w Antalyi, ale jakoś nie chciało nam się tam jechać, bo jak na mnie dwa dni pływania w basenie to już i tak za dużo (normalnie wcale bym nie wypoczywał, ale najwidoczniej szybko się starzeje i za niedługo na wakacje będę jeździł do Egiptu i tylko z biurem podróży, haha), więc odpuściliśmy odwiedziny tego słynnego kurortu.

Za camping nie zapłaciliśmy ani jednej liry!! Jak to zrobiliśmy mogę komuś odpowiedzieć na priv! Podczas podróży nabywa się pewne skille- nocleg i transport za darmo nie są problemem! Z racji tej, że nie chciało nam się łapać stopa do Ankary (tak tak, Mauzoleum Atatürka czeka!) i nie musieliśmy płacić za nocleg pojechaliśmy super wypasionym (tutaj każdy autobus jest super wypasiony) do Ankary. Napisałem Edzie, że chcemy się jeszcze jedną noc u niej przespać.

SDC11716Nie ważne jakim przewoźnikiem jedziesz, w każdym autobusie jest multimedialne urządzenie do gier, oglądania TV, słuchania muzyki. Dodatkowo na pokładzie jest Stewardessa/Steward, który robi herbatę, kawę, podaje sok i ciasteczka. Wszystko w cenie biletu 😉

Po zwiedzeniu Mauzoleum Atatürka, pojechaliśmy metrem do mieszkania Edy, a wcześniej zrobiliśmy małe zakupy, aby zrobić w podziękowaniu dla niej jakieś typowe polskie danie- wybór padł na placki ziemniaczane i kopytka. Słabo nie?Moje kulinarne umiejętności nie są specjalnie wysokie, a tradycyjnego dania typu ziemniaczki, surówka i schabowy nie mogłem zrobić bo w Turcji nie ma wieprzowiny…

Eda- jak to Eda, dała nam znowu czyste ręczniki i czystą pościel. Skarb nie kobieta 😉

DSCN0707A tak wygląda nasze skromne „danie”, które jej przyrządziliśmy- placki ziemniaczane a’la Patryk i kopytka a’la Przemek 😉

Po dosoleniu i dodaniu majonezu wszystko było nawet zjadliwe.

Categories: Autostop Turcja 2014 | Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.